Wydawnictwo: Zielona Sowa
Republika - kraj znajdujący się gdzieś na obszarze znanym nam obecnie jako Stany Zjednoczone. Państwo toczy ciągłą wojnę z Koloniami. Sytuacja jest trudna - świat jest zniszczony przez wiele katastrof, ludzie dzielą się na większość - tych żyjących w skrajnej biedzie, oraz mniejszość - pławiących się w luksusach. Day należy do tej pierwszej grupy i mimo, że jest poszukiwany przez państwo jako groźny przestępca, chociaż tak naprawdę nie czyni nic złego (oprócz paru wyskoków na instytucje państwowe, ale to się nie liczy - kraj i jego system są chore i niesprawiedliwe), to stara się, jak może, by jego rodzina mogła przeżyć. June urodziła się w bogatej rodzinie, oddanej i szanującej Republikę. Od dziecka jest szkolona na żołnierza, by mogła umacniać kraj przez swoją działalność i działać na szkodę Kolonii. Kiedy dziewczyna dowiaduje się, że członek jej rodziny został zabity, zamierza odnaleźć przestępcę i sprawić, że pożałuje swojej zbrodni. Tym bardziej, że dowiaduje się, że zrobił to Day, najbardziej poszukiwany przestępca w Republice..
Uff - prawie zaspoilerowałam wam w tym szybkim streszczeniu! Mam nadzieję, że obecna jego wersja nie zdradzi wam aż tak wiele, ale jeśli jednak, to przepraszam. Wracając jednak do tematu -
być może od razu zauważycie tu typowy schemat - ale schematy są wszędzie. A mnie "Rebeliant" podobał się mimo to! Świat wykreowany przez autorkę przypomina mi ten w "Igrzyskach Śmierci" (ale nie jest taki sam). Opisywany jest oczami Daya i June, przy czym obie perspektywy różnią się nawet czcionką (na zdjęciach nie ma szczególnych spoilerów!).
Mogę was zapewnić, że polubicie bohaterów już od pierwszych stron - moim faworytem był Day, ale June też przypadła mi do gustu (mimo, że często takie postaci (z poczuciem wyższości) są strasznie irytujące). Oboje są inteligentni, niesamowicie zaradni i niestety oboje tracą kogoś bliskiego..
Jak się pewnie większość z was domyśla, występuje tu wątek miłości. Jest on jednak tak nieśmiały i nienarzucający się, że na pewno oczaruje nawet tych, którzy nie przepadają za zbytnim słodzeniem i romansem.
Gdybym miała wybrać rzecz, która podobała mi się najbardziej, wskazałabym bez wątpienia zabieg, poprzez jaki autorka złączyła losy obojga bohaterów - mam tutaj na myśli moment, kiedy spotkali się już vis-à-vis. Było to co prawda może zbyt bardzo oczywiste, ale jednocześnie wspaniałe! Musicie mi wybaczyć, ale nie będę opowiadać, jak to się stało, bo nie chcę znów spoilerować - sami się przekonacie, sięgając po "Rebelianta!"
Książka wzbudza w czytelniku pewnego rodzaju nostalgię czy też tęsknotę. Podczas czytania, bo przeżywasz wszystko razem z June i Dayem, czujesz ich emocje, to wszystko, co ich dręczy, a jeszcze, a może nawet szczególnie po, ponieważ... znów chciałbyś to poczuć. I pozostaje ci jedynie głód dalszego czytania. Nie pomaga to, że tom 1 ma tak mało stron, że dosłownie pochłaniasz go w jeden wieczór.
Tak strasznie żałuję, że nie mam przy sobie kolejnej części, a najlepiej i jeszcze następnej! Przestrzegam was jednak - nie czytajcie opisów kolejnych części zbyt wcześnie, bo zaspoilerujecie sobie tak bardzo, na ile to tylko możliwe (oczywiście ja musiałam wszystko sobie zepsuć..).
Jak oceniam?: 8/10
Kto już ma powieści Marie Lu na półce? Jak je oceniacie? Na mnie czeka jeszcze "Malfetto" i w tym przypadku również jestem pełna nadziei!